poniedziałek, 5 września 2011

Gilli Air i grilowe uczty

Nareszcie!
Wreszcie po wielu trudach i częściowych niepowodzeniach dotarliśmy w miejsce gdzie, aż się chce wypoczywać. Hmm, choć początkowo w swoich planach odrzucałem pobyt na wyspach Gilli, to jednak życie zweryfikowało mój pogląd na ta sprawę. No cóż, nieważne jesteśmy już tu i się bardzo cieszymy.
Dookoła rozciąga się piękny widok tropikalnej koralowej wyspy, a właściwie kilku wysp, bo na północny zachód od Lomboku leżą aż trzy wyspy Gilli. My przybyliśmy na Gilli Air korzystając oczywiście jedynie z lokalnego transportu, nie dając się do samego końca różnej maści naciągaczom i oszustom począwszy od gości na dworcu autobusowym w Mataram a skończywszy na cwaniaczkach przy promie w Bangsal próbujących wyłudzić kasę za możliwość wejścia na prom.
Po dotarciu na samą wyspę tradycyjnie już olewając gości od kucyków i bryczek pomaszerowaliśmy poszukać noclegu. Nie było łatwo i tanio ale ostatecznie znaleźliśmy odpowiednie miejsce za akceptowalną kwotę 150 tyś. IDR, która dzięki targowaniu udało się obniżyć do 130 tyś.
Tym samym rozpoczęliśmy sześciodniowy pobyt na Gilli Air który w pełni poświęciliśmy na relaks, plażowanie i objadanie się lokalnymi specjałami. Żeby utrzymać nasz budżet w odpowiednich ryzach przemaszerowaliśmy cała wyspę dookoła oraz wzdłuż i w poprzek co zaowocował odkryciem licznych lokalnych sklepów i miejsc z jedzeniem z normalnymi cenami.
Nasi gościnni i uprzejmi gospodarze udostępnili nam także swoja kuchnie oraz wszelkie tam znajdujące się sprzęty co zaowocowało stworzeniem miejsca do grilowania, a tym samym dwoma kulinarnymi ucztami ze świeżych ryb i owoców morza. Co więcej, z "resztek: które pozostały z zakupów, Dasi udało sie też przyrządzić pyszną lokalną potrawę zwaną mie goreng.
Tak wiec czas na wyspie upływał nam na chilowaniu się i czerpaniu pełnymi garściami z indonezyjskich smaków, jedynie piwa nam brakowało bo tak jak w całej Indonezji ceny za browara były zabójcze. Na szczęście ratowaliśmy się lokalnym trunkiem czyli winem ryżowym, które po tajniacku udawało się mam kupować po 50 tyś. IDR u zaprzyjaźnionej gospodyni Fatimy u której jadaliśmy tanie i pyszne posiłki.
A jednak czegoś nam brakowało... i to nie alkoholu, ale o tym w kolejnym poście.
Zdjęcia z Gilli Air

Dokumentacja naszego grilowania

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz