poniedziałek, 25 lipca 2011

Must see czy Must pay? czyli Azjatycki rasizm finasowy.


Na całym świecie każda rzecz która stanowi obiekt zainteresowania innych ludzi staje się atrakcją i jako takowa podlega zazwyczaj biletowaniu a tym samym wniesieniu stosownej opłaty za prawo wstępu. Jeżeli coś stanowi wyjątkową atrakcję a za takie uważa się wszystkie obiekty pod patronatem UNESCO od razu oplata za bilet wzrasta. Podobie jest i w Polsce choć nasze ceny i tak nie są tak wysokie jak na zachodzie Europy a jak się domyślam pewnie też w USA.
Tak samo jest w Azji. Wszystko co tylko może być atrakcja wymaga wniesienia opłaty by można było to zobaczyć i zwiedzić.
Czemu o tym pisze skoro fakt biletowania nie jest niczym nadzwyczajnym?
No cóż w Azji stosuję się niestety obrzydliwy zwyczaj rasizmu finansowego! Oczywiście nie dotycz to każdego kraju na tym kontynencie lecz jest faktem.
Pierwszy raz spotkałem się z takim procederem już w Moskiwie podczas mojego pierwszego wyjazdu na wschód. Wtedy to za bilety wstępu należalo wnosić kilkukrotnie większe opłaty tylko dla inostranców. Nie moglem tego pojąć czemu tak sie robi bo nigdy czegoś podobnego w naszym kraju nie widziałem a przecież siedzieliśmy te 45 lat w komunizmie pod patronatem ZSSR. Potem tak było na Ukrainie, Chinach Laosie, Kambodży a teraz w Indonezji.
Nie wiem jak teraz jest w Rosji z tymi opłatami ale w Indonezji jest to po prostu złodziejstwo!

                                      niesamowite, tu można wejść...
 
Miejscowi za prawo wstępu gdziekolwiek kupują bilety w zrozumiałych i rozsądnych cenach. Natomiast dla wszystkich "foreigner" przygotowano specjalne ceny a także oddzielne kasy z dala od tych dla miejscowych tak jak byśmy byli jakimś trędowatym bydłem które należy izolować od lokalnej społeczności a także orżnąć na kasie ile tylko się da.
W Yogjokarcie lokalną atrakcja są pobliskie Prambanan oraz Borobudur. Oba zabytki znajdują się pod egida UNESCO i podlegają stałej konserwacji ze względu na zniszczenia wynikające z licznych niszczycielskich trzęsień ziemi występujących na tych terenach. Na pewno nakłady na konserwacje są duże. Jednak czy moga usprawiedliwiać prawo do pobierania od "białasów" dziesięciokrotnie większej ceny za bilet wstępu niż od miejscowych?
Moim zdaniem stanowczo NIE! Gdy zapytałem czemu tak się dzieje jednego Indonezyjczyka związanego z branżą turystyczną odpowiedział w sposób bezczelny że to wina UNESCO gdyż dopłaca tylko 25% do konserwacji zabytków. Nie chciało mi sie z nim wiecej gadać...

Prambanan i Borobudur na pewno stanowią ogromna wartość historyczną i architektoniczną i powinny być należycie konserwowane przez fachowców. Niestety te zabytki są zabezpieczane przez nieudolnych lokalnych pomagierów pracujących za pomocą zmiotki, szczotki i łopatki do chwastów ograniczając się jedynie do zamiatania kurzu oraz wyrywania wspomnianych chwastów wokół licznie rozłożonych na terenie kamieni pochodzących z budowli. Poza tym najciekawsze części tych kompleksów są niedostępne dla zwiedzających o czym można się dopiero dowiedzieć po wejściu do środka, czyli kupieniu biletu.
Czy właśnie na to idzie kasa z zdarta z "białasów", nie sądzę gdy patrzyłem na efekty konserwacji tych zabytków połatanych jak gacie "stracha na wróble".
Wiem jedno, dla mnie każdy kraj który stosuje różne ceny za prawo wstępu ze względu na pochodzenie to kraj trzeciego świata bez prawa do bycia uważanym za cywilizowany.
Precz z rasizmem finansowym!!!

Zdjęcia z Prambanan i Borobudur

1 komentarz:

  1. Widac to rozdraznienie i rozczarowanie na twarzach
    podroznikow;pamietaj ze miejscowych turystow jest
    10 razy wiecej,moga wiec placic 10 razy mniej,zarabiaja tak marnie,ze i tak jest to duzy wydatek.Indo to kraj gdzie kumoterstwo i korupcja
    sa wpisane do konstytucji,niewiele mozna po nich oczekiwac.
    zycze duzo przygod i udanej wyprawy
    hippo

    OdpowiedzUsuń